4. Colors
Summer
Biegłam przez ciemność. Za sobą
słyszałam czyjeś ciężkie, miarowe kroki. Dopiero po chwili wokół zamajaczyły niewyraźne sylwetki wysokich,
opuszczonych budynków. Musiałam
znajdować się w starej portowej dzielnicy, a to nie wróżyło nic dobrego. Z
każdym kolejnym krokiem moje nogi stawały się cięższe, a oddech płytszy. Nagle poczułam czyjś ciepły, lepki oddech na mojej szyi. Chwilę później ciężka,
męska ręka spoczęła na moim ramieniu. Próbowałam się wyrywać, lecz ktoś tylko
wzmocnił uścisk, przypierając mnie jednocześnie do muru. Było zbyt ciemno, bym
mogła dojrzeć jego twarz, bez problemu jednak dostrzegłam jego oczy , mroczne i
roziskrzone, przyglądające się mi z zaciekawieniem.
—Proszę…— wydusiłam z
przerażenia. Do oczu napłynęły mi łzy.
—Już za późno…— nieznajomy
pokręcił głową.
W jego ręce zamigotał jakiś
niewielki przedmiot. Najpierw poczułam drobne ukłucie, a później rozrywający
ból na ręce. Spojrzałam w dół, widząc
jak gładkie ostrze noża niespiesznie rozcina mi całe prawe ramię. Po raz ostatni
przeniosłam wzrok na ciemne oczy oprawcy, a z mojego gardła dobył się
przeraźliwy krzyk.
Otworzyłam oczy, nie mogąc
złapać powietrza. Kilka sekund zajęło mi, zanim zorientowałam się, że jestem w
swoim pokoju, a to był tylko kolejny koszmar.
—Summie, Summie! —drzwi mojej
sypialni otworzyły się na oścież, a za nimi pojawiła się mama. —Wszystko w
porządku. To tylko zły sen, kochanie…— szepnęła z przejęciem, przytulając mocno
do siebie. Zaraz za nią do pokoju wszedł
także Robert.
Pokiwałam tylko w odpowiedzi
głową, dopiero teraz orientując się, że cała drżę.
— Już wszystko w porządku—
powtarzała mama, wciąż tuląc mnie do siebie.
—To znowu ten koszmar? —spytał
cicho Rob, stając przy moim łóżku i zapalając nocną lampkę.
Nie musiałam odpowiadać, moja przerażona mina zrobiła to
za mnie. Usiadłam na łóżku, próbując wyrównać oddech.
Mama i Robert spojrzeli po
sobie, nic nie mówiąc.
—Przyniosę ci coś na
uspokojenie, skarbie, a rano zadzwonimy do dr Wood— zaczęła mama, wstając z
łóżka.
—Zostań z Summer, Ray. Zajmę się
tym— odezwał się Rob, po czym wyszedł szybko z pokoju.
— Nie, już wszystko w porządku—
odezwałam się, mimowolnie chwytając się
za prawą rękę. Po bliźnie nie było już prawie ani śladu, mimo to za
każdym razem, kiedy wracałam wspomnieniami do tego fatalnego wieczoru , czułam,
jak by ktoś rozcinał mi ramię na nowo.
Mama pokiwała tylko głową. Jej
błękitne oczy zdradzały teraz zmartwienie.
—Myślałam, że mamy już to za
sobą… Ostatni raz zdarzył się ponad dwa miesiące temu…— z korytarza dobiegł
mnie cichy głos mamy. Po tym, jak zażyłam tabletkę uspokajającą, a raczej jak
udałam, że ją zażywam( wolałam już nie spać przez całą noc, niż być ogłupiała i
skołowana przez cały następny dzień), mama uparła się, że zostanie ze mną
dopóki nie zasnę. Potulnie więc położyłam się do łóżka, fingując po jakimś
czasie sen.
—Dr Wood uprzedzała, że
koszmary będą czasami wracać. To
naturalna kolej rzeczy. Umysł Summer musi to przepracować, żeby później
pozwolić temu odejść…— tłumaczył Robert spokojnym głosem— Ray, zrobię wszystko,
żeby jej pomóc. Gdybym mógł spotkać tego bydlaka…— jego szept powoli cichł.
Najwyraźniej mama i Rob postanowili dokończyć tą rozmowę w ich sypialni.
Westchnęłam,
przewracając się z boku na plecy. To zdarzyło się 8 miesięcy temu. Był początek
lutego. Zwykły piątkowy wieczór. Razem z
Jules wybrałyśmy się do klubu muzycznego Black Rebel. Oczywiście zrobiłyśmy to
w tajemnicy przed rodzicami, z niewielką pomocą jej starszego brata, Bradleya.
Już od samego początku wszystko wskazywało na to , że to będzie udany wieczór.
Żadnych problemów z wejściem do klubu ( nie miałyśmy przecież ukończonych 21
lat!), świetny koncert Rebellion, spotkanie z chłopakami z zespołu, moja
przyjaciółka i gitarzysta mający się ku sobie… Dobrą zabawę przerwał telefon mamy.
Miałam zamiar wyjść tylko na chwilę z klubu i powiedzieć jej, że wszystko jest
w porządku. Słysząc jednak czyjś krzyk z oddali, poddałam się intuicji i poszłam
jego śladem. Sama. W środku nocy. W jednej z najniebezpieczniejszych dzielnic
Los Angeles.
Potem
wszystko działo się bardzo szybko. Pamiętam tylko stare, opuszczone kamienice i
magazyny, krzyk przybierający na sile, aż w końcu uderzenie, chłód chodnika i
rozrywający ból przedramienia.
Wzdrygnęłam się na samo
wspomnienie tych wydarzeń. Pomimo usilnych starań nie potrafiłam przypomnieć
sobie niczego więcej, żadnego szczegółu, żadnej twarzy, głosu. Policja wskazywała
raczej na zwykłego i w miarę niegroźnego złodziejaszka niż na
mordercę-psychopatę. Do dzisiaj jednak nie udało im się znaleźć oprawcy, gdyż
ten nie zostawił po sobie żadnych śladów, nie licząc oczywiście tej głębokiej
rany, jaką starannie odcisnął na mojej psychice. Od czasu feralnego wieczoru w Black Rebel
unikałam bowiem jak ognia ciemnych, opuszczonych ulic i raczej nie wychodziłam
sama z domu po zmierzchu. Przed oczami , zarówno za dnia, jak i nocą, stawał mi
ten sam obraz; przemysłowa ulica cała w mroku, krzyki w oddali, czyjeś ciemne
oczy i powoli pochłaniająca mnie ciemność. Pomogła mi dopiero terapeutka, dr
Wood. Doskonale pamiętam jej słowa, jakimi zakończyła moją kilkumiesięczną
terapię : ,, Jesteś silna, więc doskonale dasz sobie ze wszystkim radę.
Pamiętaj tylko, że ten wypadek to część ciebie, z którą nie możesz walczyć,
lecz której w końcu pozwolisz odejść…”. Miałam
nadzieję, że właśnie tak się kiedyś stanie…
Zasnęłam wraz z pierwszymi promieniami
wschodzącego Słońca, więc pierwszą rzeczą, o której pomyślałam rano była rzecz
jasna kawa. Będąc jednak jak zwykle spóźniona do szkoły, mogłam o niej jedynie
pomarzyć.
— Summer? Jeszcze nie wyjechałaś
do szkoły?— spytała mnie zdziwiona mama, kiedy wpadłam na moment do kuchni.
Sama była jeszcze w satynowym szlafroku w kolorze butelkowej zieleni. Zwykle
spięte w koński ogon lub koka, półdługie włosy o odcieniu ciemnego blondu spływały
teraz swobodnie po jej drobnych ramionach.
—Zaspałam— odpowiedziałam,
chwytając w pośpiechu jabłko i sok pomarańczowy – moje pierwsze i zarazem
drugie śniadanie.
—Jak się czujesz po dzisiejszej
nocy , Skarbie? Może zadzwonię do szkoły…— zaczęła nieśmiało, spoglądając na
mnie smutnym wzrokiem.
—Nie ma mowy. —przerwałam,
doskonale zdając sobie sprawę z tego, co chciała mi zaproponować. Lutowe
zdarzenie pod Black Rebel zdestabilizowało moje życie na wystarczająco długo.
Czas, bym w końcu ruszyła dalej.
—No, dobrze, skoro tak uważasz.
— odpowiedziała zrezygnowana— Nie było tematu.
—Wszystko jest u mnie w
porządku— odpowiedziałam, posyłając jej uśmiech. — Lecę do szkoły. Do
zobaczenia później. — dodałam, wychodząc pospiesznie z kuchni.
—Summie, ktoś czeka na ciebie na
naszym podjeździe. — powiedział Rob, mijając mnie w korytarzu i uśmiechając się
znacząco w moją stronę.
—Co takiego? —rzuciłam zdezorientowana,
myśląc tylko o wymówce, jaką zamierzałam przedstawić nauczycielce z
angielskiego pytającej o powód kolejnego spóźnienia.
—Mam nadzieję, że będzie nam
dane go w końcu poznać— dodała mama, wychylając się z kuchni.
Zaśmiałam się, kiwając w
odpowiedzi z niedowierzaniem głową, po czym odwróciłam się w kierunku drzwi.
—Uważaj na siebie, skarbie. — usłyszałam za sobą melodyjny głos mamy.
—Jak zawsze!— odkrzyknęłam w
odpowiedzi, zamykając za sobą drzwi i kierując się w stronę podjazdu, na którym
stało czarne, lśniące audi. Mason znalazł się przy mnie szybciej, niż
zdołałabym wymówić jego imię.
—Dzień dobry, Słońce— szepnął mi
do ucha, odgarniając kilka moich kosmyków za ucho.
—Możesz mi wytłumaczyć co tutaj
robisz? Nie przypominam sobie…—zaczęłam , mimowolnie się uśmiechając.
—Od kiedy to chłopak nie może
zrobić swojej dziewczynie niespodzianki? — przerwał mi, całując delikatnie w
policzek. — A będąc przy temacie niespodzianek…masz może ochotę na gorącą
macchiato? —dodał, zapraszając gestem do samochodu.
—Co ty…wyprawiasz?— spytałam,
spoglądając na chłopaka z niedowierzaniem.
Ten jednak zaśmiał się w odpowiedzi, otwierając przede mną drzwi
samochodu.
W środku przywitał mnie
słodko-gorzki aromat kawy, przemieszany z korzennym zapachem perfum Masona.
—Duża latte macchiato dla
ciebie— powiedział chłopak, podając mi z podstawki kubek gorącego trunku, po
czym sięgnął po swój, znacznie mniejszy— Mocna espresso dla mnie.
—Jesteś niesamowity— szepnęłam ,
spoglądając z uśmiechem w jego stronę.
—Tym zajmiemy się później. —
odpowiedział, puszczając mi oczko, po czym uruchomił silnik.
,,To będzie udany dzień” —
pomyślałam, biorąc duży łyk pysznej kawy i wygodnie rozsiadając się w fotelu .
—O czym myślisz? —spytałam go,
wsłuchując się z zamkniętymi oczami w miarowy szum fal oceanu.
Było ciepłe, piątkowe
popołudnie. Mason bynajmniej nie zaprzestał na porannej niespodziance, po
szkole i szybkim obiedzie we włoskiej restauracji, zabrał mnie na urokliwą plażę w Manhattan
Beach.
Leżeliśmy tutaj od dłuższej
chwili , wtuleni w siebie, pogrążeni w
milczeniu.
—Będziesz zdziwiona, jeśli
powiem, że o tobie? —odpowiedział, a ja wyczułam, że się uśmiecha.
—Jestem w stanie w to uwierzyć —
powiedziałam, chichocząc. — A dokładniej?
—Nie wystarczy ci taka odpowiedź?
—Nie… Pozwól poczytać mi w
twoich myślach.
—Uwierz mi, Słońce, że to nie
jest dobry pomysł. Poczytajmy lepiej w twoich. — zaproponował, obejmując mnie
mocniej.
Była połowa października,
znaliśmy się więc zaledwie kilka tygodni, a ja miałam wrażenie, że z każdą
kolejną minutą spędzoną w towarzystwie tego chłopaka, zakochuję się w nim
jeszcze bardziej, jeszcze mocniej, choć jeszcze przed chwilą wydawało mi się to
przecież niemożliwe.
—Zastanawiam się, jakim cudem
udało nam się spotkać. — wyznałam , zadzierając głowę do góry, by móc na niego
spojrzeć.
—Nie potrzeba było cudu. To
jasne, że ja cię znalazłem. — odpowiedział Mason, obdarzając mnie uważnym
spojrzeniem ciemnoczekoladowych oczu, w których teraz odbijały się promienie zachodzącego
Słońca.
—Zawsze musisz być taki pewny
siebie? — spytałam zgryźliwie, starając się zamaskować uśmiech.
—Zawsze musisz być taka
dociekliwa? —odpowiedział tym samym. Po jego wąskich, lecz pełnych ustach
krążył zawadiacki uśmiech.
—Prawie nic o tobie nie wiem. Za
to ty wiesz o mnie wszystko. Opowiedz mi coś o sobie, o rodzinie, czymkolwiek.
— powiedziałam z wyrzutem, przybierając ton obrażonego dziecka.
—Wszystko w swoim czasie,
Summer. Zaufaj mi. — odpowiedział stanowczo, ucinając w ten sposób naszą
rozmowę.
Chciałam coś jeszcze dodać, ale
nie pozwolił mi na to; nachylił się za to w moją stronę i złożył na moich
ustach długi pocałunek.
***
5 połączeń nieodebranych. Rzecz
jasna wszystkie od Jules. Pokręciłam głową,
nie mogąc wyjść z podziwu nad niecierpliwością przyjaciółki . Był poniedziałkowy
wieczór, a ja wracałam właśnie samochodem z kolejnej randki z Masonem. Tym
razem spędziliśmy całe popołudnie w Griffith Park, a następnie Mason zabrał
mnie do swojego loftu w Manhattan Beach. Będąc ciekawą, co kazało Jules dzwonić
do mnie tyle razy, wybrałam szybko jej numer, włączając jednocześnie zestaw
głośnomówiący. Odebrała już po pierwszym
sygnale.
—W końcu ! — z głośnika
słuchawki rozniósł się podirytowany głos
przyjaciółki— Już zaczynałam się o ciebie poważnie martwić…Nawet nie pytam,
czym, a raczej k i m byłaś zajęta przez ostatnie kilka godzin…—dodała
zgryźliwym tonem.
—Nie wiem, co mam ci powiedzieć,
Jules… Masz mnie… — odpowiedziałam uśmiechając się do siebie—Lepiej powiedz, co
się stało.
—Otóż, byłam dzisiaj na zebraniu
samorządu szkolnego i zgadnij kto będzie gwiazdą halloweenowej imprezy w
Palihigh….
— Justin Bieber! — wypaliłam ze
śmiechem.
—Chciałabyś — rzuciła zgryźliwie
Jules — Jeden z najlepszych rockowych
zespołów w tym mieście: Rebellion!— dodała po chwili z nieskrywaną
radością.
—Żartujesz?! Jules, jesteś
niezastąpiona!— pochwaliłam przyjaciółkę, nie kryjąc zadowolenia— Zapowiada się
więc świetna impreza!
—A propos, mam już obmyślany
strój dla siebie i Mike’a…więc… szykuj się na duże zakupy—powiedziała Jules, a
w jej głosie słychać było podekscytowanie, jak zwykle z resztą, jeśli chodziło
o jej chłopaka i… zakupy.
—I ani myśl, żeby coś ode mnie odgapić!—
zastrzegła po chwili.
—Nie śmiałabym— odpowiedziałam,
nadal nieco rozbawiona. Czasami Jules naprawdę przechodziła samą siebie.
—Muszę teraz kończyć. Mike
właśnie przyszedł… — oznajmiła ciszej, wyraźnie speszona.
—W takim razie wam nie
przeszkadzam. Do zobaczenia, Kochana! — powiedziałam , parkując właśnie pod
domem i zamierzając się rozłączyć.
—Ach, zapomniałabym…Summie? —
odezwała się Jules.
—Tak? — odpowiedziałam,
wyłączając zestaw głośnomówiący i sięgając po telefon.
—Udało nam się wyprosić u
Harveya pozwolenie na wstęp osób z poza liceum, oczywiście z zaproszeniami
imiennymi… Możesz więc zabrać ze sobą Masona. Kończę! Do zobaczenia jutro w
szkole! — wyrecytowała z prędkością światła, rozłączając się po chwili.
—Dzięki! Do zobaczenia —
powiedziałam, zatrzaskując za sobą drzwi mojego czarnego forda.
Było już po zachodzie Słońca i
wyglądało na to, że mamy i Roba nie było jeszcze w domu, gdyż w żadnym z okien
nie paliło się światło. Idąc żwirowaną ścieżką w stronę drzwi wejściowych
wyjęłam przy okazji leżącą w skrzynce pocztę. Wśród kilku listów adresowanych
na rodziców odnalazłam jedną bąbelkową kopertę z moim imieniem i nazwiskiem. Nie
mogąc przypomnieć sobie, żebym zamawiała cokolwiek z Internetu, zajrzałam od
razu do środka.
—Cholera! —krzyknęłam po chwili,
upuszczając z przerażenia wszystkie
listy na ziemię. Poczułam, jak moje serce zamiera na ułamek sekundy, by zaraz
potem zabić jeszcze mocniej. Drżącymi rękami zebrałam leżącą na ścieżce pocztę ,
po czym, nie rozglądając się za siebie, podbiegłam do samochodu i zapaliłam
jego silnik. Szybko wybrałam numer mamy, trzymając kurczowo w dłoni zawartość
przesyłki adresowanej do mnie. Dowód osobisty, prawo jazdy, karta kredytowa...
W kopercie znalazłam wszystkie dokumenty, które skradziono mi tamtego feralnego
wieczora. Wypuściłam głośno powietrze z płuc, czując jak zaczynam tracić
kontakt z rzeczywistością.
—Halo, Summie? … Jesteś tam?... —usłyszałam w oddali głos mamy, zbyt
przerażona, by móc jej odpowiedzieć. Przed oczami znów zobaczyłam siebie;
zakrwawioną, leżącą bezwładnie w ciemnej uliczce.
,,Jestem bliżej, niż Ci się
wydaje ” – tak brzmiała wiadomość, dołączona do listu, starannie wypisana
czerwonym tuszem na białym kartoniku wielkości wizytówki. Rzuciłam dokumenty na
siedzenie pasażera, rozglądając się nerwowo wokół i zdając sobie nagle sprawę,
że to zaledwie początek…
Bonjour! Mam nadzieję, że jeszcze
tam jesteście. J
Mając wyrzuty sumienia po ostatnim wpisie, który był znacznie krótszy, niż
poprzedni, postanowiłam przyłożyć się bardziej do pisania i oto powyżej czekają
na Was efekty tego postanowienia. Kolejny rok akademicki ruszył pełną parą,
więc już teraz oznajmiam, że następny rozdział pojawi się dopiero w połowie lub
pod koniec listopada. Mimo to, liczę na Waszą cierpliwość i wsparcie! Gorąco zachęcam do komentowania!
Pozdrawiam,
Nav.y Blue