Słońce chyliło się już ku
zachodowi, oblewając ostatnimi promieniami nadmorską promenadę w Los Angeles.
Plaża Will Rogers powoli pustoszała. Mieszkańcy tłoczyli się w pobliskich
kawiarniach i pubach.
Jak każdego wieczora, stałem na
dachu jednego z nich, uważnie obserwując sytuację na wybrzeżu, czekając na
pojawienie się jej drobnej postaci, przemierzającej szybkim truchtem brzeg
oceanu. Nieświadomej mojej cichej
obecności w jej życiu. Wyczułem jej Obecność jeszcze zanim zdołała pojawić się
w zasięgu mojego wzroku.
Obserwowałem ją od ponad pół
roku, niczym więc nie mogła mnie już zaskoczyć. Byłem jak jej cień, podążający
z każdym jej ruchem, przeżywający wraz z nią każdą chwilę, równie intensywnie,
co ona sama. Aż w końcu nastąpił impas, czas na kolejny etap swoistego planu,
który tak misternie organizowałem przez ostatnie sześć miesięcy.
Czas na spotkanie z Łowcą.
Lekko się czyta, bardzo fajnie piszesz. Czekam na więcej. Może wpadniesz na www.wsercuswiata.blog.pl Dopiero zaczynam, więc byłoby mi miło, gdybyś skomentowała:) A na Twoim blogu zdecydowanie zostanę na dłużej.
OdpowiedzUsuńTrzymam Cię za słowo i bardzo dziękuję za komentarz:)
Usuń