,, What goes up, ghost around...

Ghost around around around around…”

,, What goes up, ghost around...

środa, 22 lutego 2017

6. Heavy



Mason
Położony w samym sercu Los Angeles, hotel Grand Horizon uchodził za najbardziej luksusowy i najdroższy tego typu budynek na całym zachodnim wybrzeżu. Smukły, całkowicie oszklony i sięgający nieba, chlubił się przede wszystkim najlepszym widokiem na centrum miasta oraz okalające go wzgórza Hollywood. Na jednym z jego ostatnich pięter mieścił się bar, w którym każdego wieczora zbierała się śmietanka towarzyska Miasta Aniołów. Żeby się tutaj dostać, trzeba było mieć koneksje albo… sporą sumę gotówki, którą należało zręcznie wręczyć jednemu z ochroniarzy stojących przy wejściu. Gorzka prawda o tym mieście- za pieniądze można było mieć tu wszystko.
Tego wieczora w lokalu pojawiło się wiele osobistości, w tym znana para  aktorów, świętująca w zamkniętym gronie nominację do jednej z najbardziej prestiżowych nagród filmowych.
—Szykuje nam się doborowe towarzystwo— skomentował Hale, biorąc łyk whiskey i spoglądając w stronę sławnego małżeństwa. Siedzieliśmy właśnie przy barze, mając przed sobą jeden z najpiękniejszych widoków LA,  rozświetlonego nocą tysiącami świateł.
Spojrzałem w stronę przyjaciela, kręcąc z dezaprobatą  głową. Zdecydowanie ten, na którego czekaliśmy tutaj od ponad dwóch godzin również zasłużył na miano ,, osobistości”. Z tą jednak różnicą, że jego imię , znane tylko w świecie Łowców, nie cieszyło się dobrą opinią i zasługiwało na jedną nagrodę : bolesną śmierć.
Vincent Renard nastręczał nam problemów już od dłuższego czasu. Ten ponad 500-letni wampir, pochodzący z jednego z najstarszych wampirzych rodów w Europie, był ucieleśnieniem wszystkiego, co najgorsze w tej demonicznej rasie. Bezwzględny i wyrachowany, zawsze zdobywał to, czego pragnął najbardziej , czyli krwi. Rzecz jasna nie zadawalał się pierwszym lepszym napotkanym na swojej drodze człowiekiem.  Nie, Vincent uwielbiał polować… uwodzić… bawić się swoją ofiarą, by potem, w finale tej chorej gry, móc ją w brutalny sposób zgładzić. Ten wampir zdecydowanie nie przestrzegał żadnych zasad, on po prostu sam je sobie stwarzał. Nie pozwalał, by ktokolwiek wchodził mu w drogę. Nie tak dawno temu miałem okazję boleśnie się o tym przekonać. Było to dokładnie tej samej nocy, kiedy skradziono z mojej skrytki dokumenty należące do Summer, które umieściłem tam  zaraz po tym, jak nieświadomie ocaliła nam obojgu życie. Na wspomnienie tej feralnej nocy, w której zadecydowałem za nas oboje, poczułem kolejny przypływ gniewu. Dziewczyna była tak niewinną i kruchą istotą, jej aura zawsze była jasna, przejrzysta i ciepła. Nie zasłużyła sobie na życie w moim świecie. On nie miał jej niczego do zaoferowania, potrafił tylko zabierać i niszczyć.  Summer jednak w końcu musiała poznać prawdę. Byłem jej to winny, szczególnie zważając na ostatnie okoliczności.
—Jesteś pewny, że Vincent się dzisiaj tutaj pojawi? — głos przyjaciela wyrwał mnie z rozmyślań.
— To kwestia kilku minut. — odpowiedziałem z przekonaniem, wodząc wzrokiem po rozległej panoramie miasta.
— I na pewno to on stoi za włamaniem?
Spojrzałem na Hale’a surowym wzrokiem, zirytowany jego pytaniem. Hale Carpenter był moim najlepszym i jednocześnie jedynym przyjacielem.  Jednak jako Łowcy zwykle działaliśmy osobno. Działo się tak przede wszystkim dlatego, że do tej pory doskonale radziliśmy sobie w pojedynkę, nawet z kilkoma wampirami naraz. Przypadek Renarda stanowił wyjątek jedynie potwierdzający tą regułę. Gdyby sprawa dotyczyła tylko mnie, prawdopodobnie w ogóle nie wciągałbym w to przyjaciela-Łowcy, w końcu Vincent nie był pierwszym  wiekowym wampirem, z którym miałem kiedykolwiek do czynienia. To, co skłoniło mnie do tej decyzji to obawa o bezpieczeństwo Summer, którą Renard dostrzegł w moich myślach podczas naszego ostatniego spotkania. Kiedy zaraz potem jej dokumenty zniknęły z mojej skrytki, a kilka dni później trafiły na adres dziewczyny, nie miałem żadnych wątpliwości, co do tożsamości sprawcy. Tylko Renard zdołał przedrzeć się do moich myśli na tyle skutecznie, by dostrzec tam moją największą siłę i jednocześnie największą słabość…Summer. Dzisiejszego wieczora zamierzałem jednak naprawić swój błąd i pozbyć się tego wampira raz na zawsze.
Hale chciał coś jeszcze dodać, jednak w tym samym momencie oboje poczuliśmy znajome, elektryzujące uczucie, które pojawiało się tylko w obecności wampirów.
Vincent właśnie zjawił się w barze. Razem z nim pojawiły się również dwie młode i atrakcyjne kobiety, ubrane w krwistoczerwone suknie do ziemi. Ich długie szyje owinięte były jeszcze dłuższymi  apaszkami. Wampir musiał więc żywić się krwią kobiet, które wcześniej zahipnotyzował.
Wymieniłem porozumiewawcze spojrzenie z Hale’m , czekając na to, co zrobi demon. Renard zapewne wyczuł moją obecność tutaj ,jeszcze zanim przekroczył próg windy. Ukrywanie się przed nim nie miało więc najmniejszego sensu.
Przeniosłem wzrok w stronę okien, w którym odbijała się sylwetka wampira. Po przywitaniu się z kilkoma osobami, zajął jedną z kanap, znajdujących się w głębi baru, przy której czekał już na niego kelner.
Siedzieliśmy z Hale’m przez dłuższą chwilę w milczeniu, obserwując w szklanym odbiciu to, co dzieje się za naszymi plecami,  kiedy nagle zwrócił się do nas jeden z barmanów:
—Drinki dla panów od tamtego dżentelmena. — powiedział, wskazując na wampira, po czym podał
nam po szklance Burbona.
Nabrałem powietrza w płuca, po czym odwróciłem się z irytacją w stronę Vincenta, który uśmiechnął
się do mnie wyzywająco.
Zabawa. Chodziło mu  tylko i wyłącznie o chorą zabawę — pomyślałem, starając się uspokoić.
Kazał nam na siebie czekać jeszcze przez ponad godzinę, po czym jak gdyby nigdy nic wstał z kanapy
i opuścił lokal w towarzystwie tych samych kobiet, z którymi tutaj przyszedł.
Nie czekając ani chwili dłużej, ruszyliśmy z Hale’m za nim. Nie musieliśmy go długo szukać. Wampir
czekał na nas sam przy swoim czarnym jaguarze, którego zaparkował  na końcu długiego podjazdu
hotelu.
— Mason Grey, mój ulubiony Łowca. — powiedział spokojnym tonem , lustrując mnie uważnym
spojrzeniem czarnych jak atrament oczu . — W dodatku przyprowadziłeś posiłki. — zaśmiał
się przeciągle, spoglądając w stronę Hale’a.
—Naprawdę nie wiem, co zadziwia mnie bardziej. Twoja bezczelność czy może głupota… — ciągnął
dalej , kiedy w jego oczach pojawił się niebezpieczny błysk. Ułamek sekundy później wampir rzucił
się w naszą stronę, wydając przy tym ciche warknięcie. Odskoczyłem w bok, skupiając na sobie jego
uwagę, kiedy w tym samym momencie Hale wymierzył w jego stronę trzy strzały , który trafiły
wampira  w klatkę piersiową, omijając jednak serce. Vincent  zawył z bólu, upadając na kolana.
— Naboje z białego dębu… postaraliście się, chłopcy— wycedził, własnoręcznie wyrywając ze swojej
klatki piersiowej jeden z nich.
— Przygotuj się na swój bolesny koniec— powiedziałem, przyciskając go swoim ciałem do
samochodu, gotowy zadać ostateczny cios, prosto w jego skamieniałe serce.
—Zabij mnie, a Summer pożegna się z tym światem szybciej, niż zdążysz kiwnąć palcem. — zagroził,
patrząc mi prosto w oczy.
Słysząc jej imię, zamarłem w bezruchu, czując jak moje serce staje na chwilę, by zaraz potem zabić
jeszcze mocniej.
—Co ty powiedziałeś? — wydusiłem, czując na sobie spojrzenie Hale’a, gotowego w każdej chwili
zakończyć istnienie wampira za mnie.
—Moje wampiry śledzą jej każdy ruch. Wiedzą gdzie jest i co robi. Wystarczy, że dowiedzą się o
mojej śmierci, a w ciągu kilku sekund pozbawią życia także twoją ukochaną…Ja albo ona.Wybieraj,
Grey.
Zwolniłem uścisk, czując, jak sam tracę grunt pod nogami. Mimo ogromnego bólu, jakiego musiał teraz doznawać, wampir zaśmiał się gardłowo, jednocześnie odsuwając ode mnie.
Po raz kolejny triumfował.


Summer
Mason momentalnie zwolnił silny uścisk, pozwalając stanąć mi na własnych nogach. Nie mogąc się powstrzymać, od razu złożyłam na jego ustach długi pocałunek, czując jakby właśnie ktoś zdjął z moich pleców ogromny ciężar. Mason był tu i teraz. Ze mną. I nic więcej się nie liczyło.
— Co ty tutaj robisz, Summer? — spytał cicho, nieznacznie się ode mnie odsuwając. Blade światło Księżyca, wpadające przez duże okno sypialni, delikatnie rozświetlało jego twarz. 
Wstrzymałam oddech, dopiero teraz dostrzegając na niej rozległe rany. Mason skrzywił się nieznacznie, dostrzegając moją reakcję. Jego ciemne oczy zdradzały zdenerwowanie.
—Twoja twarz…— szepnęłam, delikatnie dotykając najbardziej rozległego skaleczenia, przecinającego skroń.  
—Co się stało? Miałeś wypadek? — odezwałam się, czując jak narasta we mnie panika— Ktoś ci to zrobił ?
Chłopak chwycił moją dłoń,  którą ostrożnie gładziłam jego poranioną twarz, po czym zamknął ją w swojej.
—Prosiłem cię, żebyś mi zaufała… — powiedział z irytacją, uwalniając moją dłoń.
—Musiałam sprawdzić, co się z tobą dzieje. Nie dałeś mi wyboru…
—Nic nie rozumiesz, Aniele… — Mason pokręcił głową. Jego ton stał się nieprzyjemnie chłodny.
—Mason, dlaczego zachowujesz się w ten sposób? — zaczęłam łagodnie, zbliżając się do niego i patrząc prosto w jego ciemnoczekoladowe oczy, w których nie znalazłam ani drobinki chłopaka, którego wydawało mi się, że tak dobrze znałam.
Odpowiedziała mi cisza. Podskórnie czułam jednak narastające między nami napięcie, które nie wróżyło nic dobrego.
—Mason. Odpowiedz.
—To ja ci to zrobiłem. — rzucił po chwili, patrząc mi prosto w oczy.
—O czym ty mówisz? — szepnęłam, nic nie rozumiejąc. W spojrzeniu chłopaka czaił się teraz ból.
—To wszystko moja wina, Summer. — wykrztusił, chwytając mnie za prawą rękę i wodząc dłonią po bladej bliźnie, jaką miałam od czasu napadu.
—Jestem Łowcą, a ty tamtej nocy ocaliłaś mi życie. Ale to jeszcze nie koniec wszystkich niespodzianek.



Witajcie ,moi Drodzy :) Za nami kolejny rozdział, który, muszę przyznać, na początku miał wyglądać nieco inaczej. Nie od wczoraj jednak wiadomo, że kobieta zmienną jest, a wena to wena i nie należy z nią długo dyskutować. Cóż więcej mogę dodać? Mam nadzieję, że rozdział przypadnie Wam do gustu i że jednak jeszcze zajrzycie do Łowcy. Gorąco zachęcam Was też  do komentowania,a  mając w pamięci moją ostatnią technologiczną wpadkę, przez którą usunęłam część komentarzy spod ostatniego posta, obiecuję, że tym razem nie będę już kombinować z bloggerem :P
Serdecznie Was pozdrawiam,

Nav.y Blue

Popular Posts

Obsługiwane przez usługę Blogger.