6. Heavy
Mason
Położony w samym sercu Los
Angeles, hotel Grand Horizon uchodził za najbardziej luksusowy i najdroższy
tego typu budynek na całym zachodnim wybrzeżu. Smukły, całkowicie oszklony i
sięgający nieba, chlubił się przede wszystkim najlepszym widokiem na centrum
miasta oraz okalające go wzgórza Hollywood. Na jednym z jego ostatnich pięter
mieścił się bar, w którym każdego wieczora zbierała się śmietanka towarzyska
Miasta Aniołów. Żeby się tutaj dostać, trzeba było mieć koneksje albo… sporą
sumę gotówki, którą należało zręcznie wręczyć jednemu z ochroniarzy stojących
przy wejściu. Gorzka prawda o tym mieście- za pieniądze można było mieć tu
wszystko.
Tego wieczora w lokalu pojawiło
się wiele osobistości, w tym znana para
aktorów, świętująca w zamkniętym gronie nominację do jednej z
najbardziej prestiżowych nagród filmowych.
—Szykuje nam się doborowe
towarzystwo— skomentował Hale, biorąc łyk whiskey i spoglądając w stronę
sławnego małżeństwa. Siedzieliśmy właśnie przy barze, mając przed sobą jeden z
najpiękniejszych widoków LA,
rozświetlonego nocą tysiącami świateł.
Spojrzałem w stronę przyjaciela,
kręcąc z dezaprobatą głową. Zdecydowanie
ten, na którego czekaliśmy tutaj od ponad dwóch godzin również zasłużył na
miano ,, osobistości”. Z tą jednak różnicą, że jego imię , znane tylko w
świecie Łowców, nie cieszyło się dobrą opinią i zasługiwało na jedną nagrodę :
bolesną śmierć.
Vincent Renard nastręczał nam
problemów już od dłuższego czasu. Ten ponad 500-letni wampir, pochodzący z
jednego z najstarszych wampirzych rodów w Europie, był ucieleśnieniem
wszystkiego, co najgorsze w tej demonicznej rasie. Bezwzględny i wyrachowany,
zawsze zdobywał to, czego pragnął najbardziej , czyli krwi. Rzecz jasna nie
zadawalał się pierwszym lepszym napotkanym na swojej drodze człowiekiem. Nie, Vincent uwielbiał polować… uwodzić…
bawić się swoją ofiarą, by potem, w finale tej chorej gry, móc ją w brutalny
sposób zgładzić. Ten wampir zdecydowanie nie przestrzegał żadnych zasad, on po
prostu sam je sobie stwarzał. Nie pozwalał, by ktokolwiek wchodził mu w drogę.
Nie tak dawno temu miałem okazję boleśnie się o tym przekonać. Było to
dokładnie tej samej nocy, kiedy skradziono z mojej skrytki dokumenty należące
do Summer, które umieściłem tam zaraz po
tym, jak nieświadomie ocaliła nam obojgu życie. Na wspomnienie tej feralnej
nocy, w której zadecydowałem za nas oboje, poczułem kolejny przypływ gniewu.
Dziewczyna była tak niewinną i kruchą istotą, jej aura zawsze była jasna,
przejrzysta i ciepła. Nie zasłużyła sobie na życie w moim świecie. On nie miał
jej niczego do zaoferowania, potrafił tylko zabierać i niszczyć. Summer jednak w końcu musiała poznać prawdę.
Byłem jej to winny, szczególnie zważając na ostatnie okoliczności.
—Jesteś pewny, że Vincent się
dzisiaj tutaj pojawi? — głos przyjaciela wyrwał mnie z rozmyślań.
— To kwestia kilku minut. —
odpowiedziałem z przekonaniem, wodząc wzrokiem po rozległej panoramie miasta.
— I na pewno to on stoi za włamaniem?
Spojrzałem na Hale’a surowym
wzrokiem, zirytowany jego pytaniem. Hale Carpenter był moim najlepszym i
jednocześnie jedynym przyjacielem.
Jednak jako Łowcy zwykle działaliśmy osobno. Działo się tak przede
wszystkim dlatego, że do tej pory doskonale radziliśmy sobie w pojedynkę, nawet
z kilkoma wampirami naraz. Przypadek Renarda stanowił wyjątek jedynie
potwierdzający tą regułę. Gdyby sprawa dotyczyła tylko mnie, prawdopodobnie w
ogóle nie wciągałbym w to przyjaciela-Łowcy, w końcu Vincent nie był pierwszym wiekowym wampirem, z którym miałem
kiedykolwiek do czynienia. To, co skłoniło mnie do tej decyzji to obawa o
bezpieczeństwo Summer, którą Renard dostrzegł w moich myślach podczas naszego
ostatniego spotkania. Kiedy zaraz potem jej dokumenty zniknęły z mojej skrytki,
a kilka dni później trafiły na adres dziewczyny, nie miałem żadnych
wątpliwości, co do tożsamości sprawcy. Tylko Renard zdołał przedrzeć się do
moich myśli na tyle skutecznie, by dostrzec tam moją największą siłę i
jednocześnie największą słabość…Summer. Dzisiejszego wieczora zamierzałem
jednak naprawić swój błąd i pozbyć się tego wampira raz na zawsze.
Hale chciał coś jeszcze dodać,
jednak w tym samym momencie oboje poczuliśmy znajome, elektryzujące uczucie,
które pojawiało się tylko w obecności wampirów.
Vincent właśnie zjawił się w
barze. Razem z nim pojawiły się również dwie młode i atrakcyjne kobiety, ubrane
w krwistoczerwone suknie do ziemi. Ich długie szyje owinięte były jeszcze
dłuższymi apaszkami. Wampir musiał więc
żywić się krwią kobiet, które wcześniej zahipnotyzował.
Wymieniłem porozumiewawcze
spojrzenie z Hale’m , czekając na to, co zrobi demon. Renard zapewne wyczuł
moją obecność tutaj ,jeszcze zanim przekroczył próg windy. Ukrywanie się przed
nim nie miało więc najmniejszego sensu.
Przeniosłem wzrok w stronę okien,
w którym odbijała się sylwetka wampira. Po przywitaniu się z kilkoma osobami,
zajął jedną z kanap, znajdujących się w głębi baru, przy której czekał już na
niego kelner.
Siedzieliśmy z Hale’m przez
dłuższą chwilę w milczeniu, obserwując w szklanym odbiciu to, co dzieje się za
naszymi plecami, kiedy nagle zwrócił się
do nas jeden z barmanów:
—Drinki dla panów od tamtego
dżentelmena. — powiedział, wskazując na wampira, po czym podał
nam po szklance Burbona.
Nabrałem powietrza w płuca, po
czym odwróciłem się z irytacją w stronę Vincenta, który uśmiechnął
się do mnie wyzywająco.
Zabawa. Chodziło mu tylko i wyłącznie o chorą zabawę —
pomyślałem, starając się uspokoić.
Kazał nam na siebie czekać
jeszcze przez ponad godzinę, po czym jak gdyby nigdy nic wstał z kanapy
i opuścił lokal w towarzystwie
tych samych kobiet, z którymi tutaj przyszedł.
Nie czekając ani chwili dłużej,
ruszyliśmy z Hale’m za nim. Nie musieliśmy go długo szukać. Wampir
czekał na nas sam przy swoim
czarnym jaguarze, którego zaparkował na
końcu długiego podjazdu
hotelu.
— Mason Grey, mój ulubiony Łowca.
— powiedział spokojnym tonem , lustrując mnie uważnym
spojrzeniem czarnych jak atrament
oczu . — W dodatku przyprowadziłeś posiłki. — zaśmiał
się przeciągle, spoglądając w
stronę Hale’a.
—Naprawdę nie wiem, co zadziwia
mnie bardziej. Twoja bezczelność czy może głupota… — ciągnął
dalej , kiedy w jego oczach
pojawił się niebezpieczny błysk. Ułamek sekundy później wampir rzucił
się w naszą stronę, wydając przy
tym ciche warknięcie. Odskoczyłem w bok, skupiając na sobie jego
uwagę, kiedy w tym samym momencie
Hale wymierzył w jego stronę trzy strzały , który trafiły
wampira w klatkę piersiową, omijając jednak serce.
Vincent zawył z bólu, upadając na
kolana.
— Naboje z białego dębu…
postaraliście się, chłopcy— wycedził, własnoręcznie wyrywając ze swojej
klatki piersiowej jeden z nich.
— Przygotuj się na swój bolesny
koniec— powiedziałem, przyciskając go swoim ciałem do
samochodu, gotowy zadać
ostateczny cios, prosto w jego skamieniałe serce.
—Zabij mnie, a Summer pożegna się
z tym światem szybciej, niż zdążysz kiwnąć palcem. — zagroził,
patrząc mi prosto w oczy.
Słysząc jej imię, zamarłem w
bezruchu, czując jak moje serce staje na chwilę, by zaraz potem zabić
jeszcze mocniej.
—Co ty powiedziałeś? — wydusiłem,
czując na sobie spojrzenie Hale’a, gotowego w każdej chwili
zakończyć istnienie wampira za
mnie.
—Moje wampiry śledzą jej każdy
ruch. Wiedzą gdzie jest i co robi. Wystarczy, że dowiedzą się o
mojej śmierci, a w ciągu kilku
sekund pozbawią życia także twoją ukochaną…Ja albo ona.Wybieraj,
Grey.
Zwolniłem uścisk, czując, jak sam
tracę grunt pod nogami. Mimo ogromnego bólu, jakiego musiał teraz doznawać,
wampir zaśmiał się gardłowo, jednocześnie odsuwając ode mnie.
Po raz kolejny triumfował.
Summer
Mason momentalnie zwolnił silny
uścisk, pozwalając stanąć mi na własnych nogach. Nie mogąc się powstrzymać, od
razu złożyłam na jego ustach długi pocałunek, czując jakby właśnie ktoś zdjął z
moich pleców ogromny ciężar. Mason był tu i teraz. Ze mną. I nic więcej się nie
liczyło.
— Co ty tutaj robisz, Summer? —
spytał cicho, nieznacznie się ode mnie odsuwając. Blade światło Księżyca,
wpadające przez duże okno sypialni, delikatnie rozświetlało jego twarz.
Wstrzymałam oddech, dopiero teraz
dostrzegając na niej rozległe rany. Mason skrzywił się nieznacznie,
dostrzegając moją reakcję. Jego ciemne oczy zdradzały zdenerwowanie.
—Twoja twarz…— szepnęłam,
delikatnie dotykając najbardziej rozległego skaleczenia, przecinającego
skroń.
—Co się stało? Miałeś wypadek? —
odezwałam się, czując jak narasta we mnie panika— Ktoś ci to zrobił ?
Chłopak chwycił moją dłoń, którą ostrożnie gładziłam jego poranioną
twarz, po czym zamknął ją w swojej.
—Prosiłem cię, żebyś mi zaufała…
— powiedział z irytacją, uwalniając moją dłoń.
—Musiałam sprawdzić, co się z
tobą dzieje. Nie dałeś mi wyboru…
—Nic nie rozumiesz, Aniele… —
Mason pokręcił głową. Jego ton stał się nieprzyjemnie chłodny.
—Mason, dlaczego zachowujesz się
w ten sposób? — zaczęłam łagodnie, zbliżając się do niego i patrząc prosto w
jego ciemnoczekoladowe oczy, w których nie znalazłam ani drobinki chłopaka,
którego wydawało mi się, że tak dobrze znałam.
Odpowiedziała mi cisza.
Podskórnie czułam jednak narastające między nami napięcie, które nie wróżyło
nic dobrego.
—Mason. Odpowiedz.
—To ja ci to zrobiłem. — rzucił
po chwili, patrząc mi prosto w oczy.
—O czym ty mówisz? — szepnęłam,
nic nie rozumiejąc. W spojrzeniu chłopaka czaił się teraz ból.
—To wszystko moja wina, Summer. —
wykrztusił, chwytając mnie za prawą rękę i wodząc dłonią po bladej bliźnie,
jaką miałam od czasu napadu.
—Jestem Łowcą, a ty tamtej nocy
ocaliłaś mi życie. Ale to jeszcze nie koniec wszystkich niespodzianek.
Witajcie ,moi Drodzy :) Za nami
kolejny rozdział, który, muszę przyznać, na początku miał wyglądać nieco
inaczej. Nie od wczoraj jednak wiadomo, że kobieta zmienną jest, a wena to wena
i nie należy z nią długo dyskutować. Cóż więcej mogę dodać? Mam nadzieję, że
rozdział przypadnie Wam do gustu i że jednak jeszcze zajrzycie do Łowcy. Gorąco
zachęcam Was też do komentowania,a mając w pamięci moją ostatnią technologiczną
wpadkę, przez którą usunęłam część komentarzy spod ostatniego posta, obiecuję,
że tym razem nie będę już kombinować z bloggerem :P
Serdecznie Was pozdrawiam,
Nav.y Blue
Kolejny rozdział, jak zwykle wspaniały, choć tym razem dowiadujemy się czegos więcej o Masonie(tak jak i Summer)! :D No pieknie! Az mozna poczuć to elekryzujące napięcie... :> Blog jest wspaniały, klimatyczny, czyta sie jak dobra ksiazke :) Dziwie sie, ze nie jest bardziej popularny, bo z pewnoscia na to zasluguje, ale to tylko kwestia czasu! Jedyny minus jest taki, ze za szybko mi sie to wszystko czyta, chce wiecej, teraz, JUZ! Proosze o kolejny rozdzial jak najpredzej :)
OdpowiedzUsuńJak zawsze obecna na miejscu:) Dziękuję Ci, Maupko! :)
OdpowiedzUsuńSuper :)
OdpowiedzUsuńhttp://doszuflady8.blogspot.com/