,, What goes up, ghost around...

Ghost around around around around…”

,, What goes up, ghost around...

czwartek, 26 stycznia 2017

5. Atlantis


Uwaga! Przytoczony poniżej tekst może zawierać wulgaryzmy.


Mason
Obudziłem się około południa, dokładnie czując każdą obolałą komórkę ciała. To były fatalne łowy. I mówiąc fatalne, miałem na myśli jedne z najgorszych w moim życiu. Wszystko co mogło pójść nie tak, dokładnie tak właśnie poszło. Wstając powoli z łóżka, odruchowo sięgnąłem po komórkę, którą zostawiłem wczoraj na stoliku nocnym. 5 połączeń nieodebranych. Wszystkie od Summer. Niedobrze. Miałem zamiar zaraz do niej zadzwonić, dostrzegając jednak swoje odbicie w lustrze , porzuciłem  ten pomysł, przeklinając przy tym pod nosem. Nie mogłem pokazać się jej w takim stanie. Klatka piersiowa i ramiona pokryte były wąskimi i głębokimi draśnięciami,  celowanymi na oślep w czasie walki, lecz o nie martwiłem się najmniej. To, co mogło bardziej ją przerazić  to rany na twarzy; dwie na policzku, jedna w pobliżu warg, i ta  najbardziej rozległa, znajdująca się na skroni. Swoją drogą to nie był jedyny problem, jaki miałem teraz na głowie, pomyślałem, przypominając sobie wczorajsze spotkanie z nieznajomym. Na razie jednak nie zamierzałem się tym przejmować. Tego, czego było mi teraz trzeba to gorąca kąpiel, a później także opatrzenie ran, które, jak zwykle w tego typu przypadkach, goiły się wolniej i boleśniej.
Jednak kiedy przechodziłem przez garderobę do przylegającej do niej łazienki, coś niespodziewanie przykuło moją uwagę. Przystanąłem na chwilę, uważnie rozglądając się po przyciemnionym pomieszczeniu. Na pierwszy rzut oka nic się nie zmieniło, wszystko leżało na swoim miejscu, dokładnie tak, jak zostawiłem to wczorajszego wieczora. Schowek, pomyślałem nagle, kierując wzrok na szuflady na bieliznę. Ostatnia z nich kryła pod swoim dnem niewielką skrytkę. Skrytka z kolei taiła moje największe sekrety; oprócz broni, kilku fałszywych paszportów, było coś jeszcze. Coś, o czym pragnąłem za wszelką cenę nie myśleć, i coś, co pod żadnym pozorem nie mogło ujrzeć światła dziennego. Otworzyłem szufladę, wysypując z niej szybko całą zawartość, po czym uchyliłem jej dolne wieko, zamykane na klucz. Rzecz jasna było otwarte. Broń pozostała nietknięta, tak jak i jej specyficzne naboje, stalowe, z dużą domieszką srebra. Wszystkie paszporty też były na miejscu.
—Kurwa — rzuciłem w powietrze, zdając sobie sprawę z tego, czego brakuje.
Wypadłem z garderoby jak oparzony, chwytając w pośpiechu  telefon. W pierwszej chwili pomyślałem, żeby zadzwonić do Hale’a. Zmieniłem jednak szybko zdanie, przypominając sobie wczorajszą przelotną rozmowę z nieznajomym. Sięgnąłem do kieszeni jeansów po wygniecioną wizytówkę, wystukując zapisany na niej numer. Przykładając słuchawkę do ucha, spojrzałem jeszcze raz na biały karnecik , dostrzegając na jego odwrocie imię i nazwisko. Wyglądało na to, że Johnatan Harvey miał się właśnie stać moim sprzymierzeńcem.

Summer
Krople późnojesiennego deszczu uderzały monotonnie o szybę, kreśląc na jej szklanej powierzchni sieć podłużnych linii, przypominających kryształowe struny gitary. Przesłaniały one świat na zewnątrz, którego kontury i kolory zlewały się ze sobą, tworząc w ten sposób jedyny w swoim rodzaju, naturalny, impresjonistyczny krajobraz. Siedziałam w wykuszu mojej sypialni, przyglądając się ze zrezygnowaniem temu pejzażowi, trzymając kurczowo w dłoni komórkę, która, jak na złość, milczała już od trzech dni. Trzy dni, 72 godziny, 4320 minut. Tyle czasu minęło od mojego ostatniego spotkania z Masonem. W ciągu tych trzech dób moje życie zdążyło wywrócić się do góry nogami, po raz kolejny udowadniając , że nasza ziemska egzystencja to nic innego jak loteria, nieustająca  ruletka, która z dnia na dzień potrafi uczynić niemożliwe możliwym, zamienić spokój w strach, sielankę w koszmar. Dokładnie pamiętałam każdy szczegół tego dnia, odtwarzając go wiele razy z detektyw Anną Gerald i jej partnerem , detektywem Markiem Wilsonem, policjantami przydzielonymi do mojej ,,sprawy”. W czasie ich długich wywiadów, zdołałam dokładnie odtworzyć moje życie sprzed i po napadzie, wliczając w to okres poprzedzający ostatnią wiadomość, jaką otrzymałam drogą pocztową od domniemanego sprawcy. Detektyw Gerald, szczupła blondynka średniego wzrostu, była niezwykle wnikliwa, pytała dosłownie o wszystko, podczas, gdy jej partner zapisywał ważniejsze informacje w swoim małym notatniku. Znaczna część pytań dotyczyła rzecz jasna Masona; tego jak i gdzie go poznałam, czym się zajmował, jak się przy mnie zachowywał, itp. Najtrudniejszym pytaniem okazało się to, gdzie teraz przebywa.
,,Sama chciałabym to wiedzieć!” – pomyślałam, kiedy pani detektyw poruszyła tą kwestię po raz pierwszy. Chłopak nie dawał znaku życia od trzech dni, nie odpowiadał na smsy, a tym bardziej nie odbierał moich telefonów. Skłamałam więc, że Mason wyjechał na kilka dni do rodzinnego domu w Atlancie, skąd pochodził. Wezwała go nagła sytuacja rodzinna- tak dokładnie nakreśliłam istniejący stan rzeczy przed policjantami. Ciężko było mi rozgryźć, co tak naprawdę myślą o mojej znajomości z Masonem, i czy w ogóle uwierzyli, temu co starałam się przed nimi odegrać, gdyż twarze obojga pozostawały niezmiennie niewzruszone i opanowane, podobnie, jak ich wzrok i ton głosu, jakim się do mnie zwracali. Ani przez chwilę nie wątpiłam w niewinność mojego chłopaka, podskórnie czując, że wydarzyło mu się coś złego, na tyle poważnego, że z jakichś przyczyn nie mógł się ze mną  teraz skontaktować. Miałam nawet pomysł, żeby pojechać do jego mieszkania w Manhattan Beach, ale moje plany spaliły się na panewce, kiedy tylko dowiedziałam się, że ,,zapobiegawczo” przydzielono mi nadzór policji, praktycznie od samego rana aż do późnej nocy. Nie mogłam ryzykować kolejnymi niewygodnymi pytaniami. Wiadomość od nieznajomego, nagłe zniknięcie Masona, policja…to wszystko działo się w zawrotnym tempie, w dodatku całkowicie poza moją kontrolą. Mój umysł pracował od kilku dni na niebezpiecznie wysokich obrotach. Przy małej dawce snu i ciągłym poczuciu czyhającego na każdym kroku niebezpieczeństwa dawało to mieszankę wybuchową. Odnosiłam wrażenie, że całe to zamieszanie to tylko zły sen, kolejny nocny koszmar, który niebawem dobiegnie końca. Ile bym dała, żeby tak właśnie się stało…
Tymczasem nowy tydzień w szkole szczodrze obdarował mnie powtórzeniowymi testami i pracami domowymi ciągnącymi się w nieskończoność. Dodatkowo zbliżała się impreza Halloweenowa, przy której organizacji obiecałam pomóc samorządowymi szkolnemu, a w szczególności Jules. Popołudnia spędzałam więc w domu przyjaciółki, pracując nad dekoracjami do balu, a wieczorami,  po powrocie do domu, zasiadałam do zadań i nauki. W ten oto sposób szybko udało mi się odstawić sprawę przesyłki na dalszy plan. Gorzej miała się sytuacja z Masonem. Chłopak odezwał się po kilku dniach milczenia, wysyłając lakoniczną wiadomość:

Zaufaj mi, Aniele.

Tak, jakby miało to cokolwiek zmienić. Potrzebowałam go. Szczególnie teraz, kiedy wszystko tak bardzo się pokomplikowało. Marzyłam, by móc schować się w jego ciepłych, silnych ramionach i usłyszeć jego szept. Wtedy wszystko stawało się prostsze, łatwiejsze, lepsze…
—C’est fini! — krzyknęła Jules, z zadowoleniem pochylając się nad ostatnim, wykończonym transparentem. Zrobiłyśmy ich razem około dwudziestu, starannie kaligrafując czerwoną fluorescencyjną farbą najbardziej znane cytaty z klasyki horrorów. To nie był jednak koniec. Przed samą imprezą czekało nas kilkugodzinne dekorowanie sali gimnastycznej i prowadzącego do niej korytarza.
— Przybij piątkę, siostro! — dodała przyjaciółka, wystawiając dłoń w moją stronę.
—Kawał dobrej roboty— podsumowałam, opadając na jej łóżko.
—Już nie mogę się doczekać….— powiedziała Jules z ekscytacją w głosie, kładąc się tuż obok. —Teraz możemy zabrać się za nasze kreacje! Zaraz, zaraz…ja już mam skompletowany prawie cały zestaw, Mike też….a co z tobą ,Summie?
—Jul, ja właściwie nie wiem, czy mam nastrój na…..— zaczęłam nieśmiało, obawiając się jej reakcji.
—Nie, nie , nie! Nawet o tym nie myśl, Summer! Kategorycznie ci zabraniam! — uniosła się Jules — Nie możesz pozwolić, żeby jakiś idiota zepsuł ci taką świetną zabawę, i wcale nie mam tutaj na myśli faceta, który nęka cię przesyłkami. — dodała, spoglądając na mnie znacząco.
— Niepotrzebnie powiedziałam ci prawdę. Mason naprawdę musi mieć powód…
—Summie, Kochanie! Czy ty w ogóle słyszysz, co mówisz? Obie dobrze wiemy, że postąpił jak ostatni kretyn, zostawiając cię teraz samą. W dodatku bez żadnej wiadomości… — przerwała mi, unosząc głos. Zdałam sobie sprawę, że od dawna musiała dusić to w sobie. —Przykro mi, że to mówię, ale uważam, że Mason nie jest ciebie wart….nie po tym, co zrobił.— dodała ciszej, spuszczając oczy. — Poza tym chyba przyznasz, że jego zachowanie jest bardzo podejrzane. Summie…a co jeśli, jeśli on wcale nie jest dobrym człowiekiem…? —skończyła, prawie szepcząc.
Nic nie odpowiedziałam. Nie byłam w stanie. Przełknęłam tylko ogromną kulkę rosnącą mi w gardle, ledwo się powstrzymując , by znowu się nie rozpłakać.
—Muszę już iść. — dodałam po chwili, sięgając po plecak. Wychodząc  z  pokoju przyjaciółki, nie odważyłam się nawet na nią spojrzeć . Nie czekając na jej odpowiedź, zbiegłam szybko po schodach, by po chwili znaleźć się snów sama ,w samochodzie. Łzy pojawiły się same. A zaraz za nimi decyzja. Tej nocy wszystko miało się zmienić.

Ryzyko. Ostatnimi czasy  wpisywało się ono w moją codzienność. Każdego dnia wychodząc z domu ryzykowałam spotkaniem na swojej drodze napastnika-prześladowcy. Ryzykowałam także wtedy, kiedy po raz kolejny składałam fałszywe zeznania policji, powtarzając niczym zdarta płyta sobie i innym, że mój chłopak przebywa teraz bezpiecznie w Atlancie. Ryzykowałam, wyznając  Jules prawdę, że tak naprawdę nie ma pojęcia co się dzieje teraz z moim chłopakiem. Ryzykowałam i teraz, zbaczając z drogi do domu i jadąc do Manhattan Beach, chcąc udowodnić wszystkim, a przede wszystkim mojej przyjaciółce,  jak bardzo się myliła ,co do Masona. Nie znała go tak dobrze, jak ja. Nie widziała jego ciepłego, troskliwego spojrzenia, kiedy mówił, jak bardzo jest ze mną szczęśliwy. Nie potrzebowała go tak bardzo, jak ja. Nie czuła do niego tego, co ja czułam, a czego jeszcze nie mogłam do końca zdefiniować.
Kiedy dotarłam na miejsce, było już dawno po zachodzie Słońca.
Loft Masona mieścił się w dawnym zakładzie krawieckim, zajmując jego całe pierwsze piętro. Na parterze znajdował się teraz luksusowy butik z damską modą, którego przejrzyste, nowoczesne wnętrze było  oświetlone delikatnym, białym światłem sączącym się z pobliskich latarni.  Ulica była o tej porze pusta. Tylko w niektórych oknach niewysokich kamienic paliły się światła. Dom, w którym mieściło się mieszkanie Masona stał na rogu ulicy, a jego front zwrócony był w stronę oceanu. Zatrzymałam samochód zaledwie kilka metrów dalej, po czym wyłączyłam silnik. Z tego miejsca widziałam większą część loftu. W oknach jednak nie paliło się ani jedno światło, podjazd, na którym Mason zwykle parkował swoje audi , stał teraz pusty. Westchnęłam głośno, nie kryjąc rozczarowania. Z drugiej jednak strony, czego mogłam się spodziewać? Prawdopodobnie chłopak wyjechał z miasta, tak, jak z resztą sama podejrzewałam. Dlaczego jednak nie poczułam ulgi, lecz narastające napięcie? Istniał tylko jeden sposób, by zyskać stuprocentową pewność. Przygryzłam wargę, rozglądając się wokół. Na ulicy ani żywego ducha.  Niewiele myśląc, wysiadłam szybko z samochodu, chwytając do ręki telefon i kluczyki do samochodu, po czym przemknęłam po drodze, by za chwilę móc znaleźć się przed drzwiami wejściowymi , prowadzącym do loftu Masona. Drzwi oczywiście były zamknięte. Domofon milczał. Nie szczególnie jednak się tym przejęłam. Będąc jeszcze w podstawówce, ale także i później , w każde wakacje jeździłam na różnego rodzaju obozy. Jak wiadomo, najlepsza zabawa zawsze zaczynała się ostatniej nocy, kiedy obozowi weterani sprawiali psikusy żółtodziobom. Wiązało się to zwykle z włamywaniem do ich domków, w taki sposób, by nikt z ich mieszkańców po powrocie do pokoju nie mógł się zorientować, że padł ofiarą niewinnego włamania. W tym celu dobrzy koledzy,  zaraz na moim drugim obozie, nauczyli mnie otwierać drzwi przy użyciu wsuwki do włosów. Co prawda od ostatniego obozu minęło już kilka lat, ale, jak okazało się po chwili, bynajmniej nie wyszłam z wprawy. Zamek ustąpił już za drugim podejściem. Z drzwiami prowadzącymi bezpośrednio do loftu było jeszcze łatwiej. Klucz do nich czekał na górnej części drewnianej framugi.
Wzięłam głęboki wdech, i naciskając drżącą dłonią klamkę, przekroczyłam próg. W mieszkaniu panował mrok, a w powietrzu unosił się słodki, korzenny zapach perfum Masona.
—Mason? — mój szept rozniósł się po pustym lofcie.
 Odpowiedziała mi tylko cisza.
,,Co ja tutaj robię? ‘’- pomyślałam nagle, zamykając za sobą drzwi i stając na środku pustego salonu, oświetlonego blaskiem Księżyca, nieśmiało przedzierającym się przez trzy duże okna umieszczone po przeciwległej stronie pomieszczenia.
Włamałam się do cudzego mieszkania. To, że należało ono do Masona, nie miało żadnego znaczenia. Poza tym, co, jeśli chłopak zaraz wróci? Co mu powiem? Czy właśnie w ten sposób zamierzałam udowodnić mu moje zaufanie, a raczej jego brak? Te i inne pytania kłębiły się teraz w mojej głowie. Im dłużej przebywałam w mieszkaniu chłopaka, tym bardziej czułam, jak narasta we mnie panika. Z drugiej jednak strony,  Mason nie dawał mi wyboru. Jak mogłam mu ufać, skoro znikał nagle, bez uprzedzenia, i to w dodatku w najtrudniejszym dla mnie momencie? Jak miałam zaufać komuś, kto najwyraźniej nie darzył mnie tym samym ?
Zacisnęłam usta, by znów się nie rozpłakać, po czym rozejrzałam się po salonie, szukając jakiejkolwiek wskazówki.  Pokój wyglądał dokładnie tak, jak go zapamiętałam; przestronny, nowoczesny, z dwoma dużymi kanapami i stolikiem kawowym na środku. Panował tu idealny porządek; żadnych porozrzucanych gazet, naczyń, ani śladu kurzu. Zajrzałam do przylegającej do niego kuchni, która również świeciła pustkami. Sypialnia była moim następnym celem. Duża, lecz przytulna z widokiem na ocean. Pościel leżąca na dużym łóżku z nagłówkiem z pikowanej satyny była wygnieciona, poduszki porozrzucane po podłodze. Na mosiężnej komodzie, stojącej przy ścianie stało kilka przezroczystych flakoników z bezbarwną cieczą, w której zanurzone były gałązki ziół. Winietki poprzywiązywane szarym sznurkiem do ich szyjek opatrzone były łacińskimi nazwami wypisanymi ręcznie czarnym tuszem. Obok leżały gazy, bandaże i różnej wielkości plastry. Już wyciągałam rękę w stronę buteleczek z tajemniczą zawartością, kiedy usłyszałam ciche trzaśnięcie drzwiami. Zamarłam w bezruchu, czekając na to, co za chwilę się wydarzy. W ciągu ułamku sekundy czyjś cień przemknął mi przed oczami, by zaraz później przygwoździć mnie całym ciałem do ściany. Spojrzałam oszołomiona na jego twarz i oczy w kolorze gorzkiej czekolady , czując jak serce omal nie wyskakuje mi z piersi.

—Mason.





Witajcie! Po długiej przerwie, osobistych i uczelnianych zawirowaniach, jestem :) Brakowało mi Łowcy, dlatego od teraz dołożę wszelkich starań, by następne rozdziały pojawiły się niebawem, w regularnych odstępach czasu. Tymczasem, serdecznie zapraszam do czytania i komentowania. Jestem bardzo ciekawa, co sądzicie o Atlantis :) Do zobaczenia już wkrótce! 
Nav.y Blue

Popular Posts

Obsługiwane przez usługę Blogger.