5. Atlantis
Uwaga! Przytoczony poniżej tekst może zawierać wulgaryzmy.
Mason
Obudziłem się około południa,
dokładnie czując każdą obolałą komórkę ciała. To były fatalne łowy. I mówiąc
fatalne, miałem na myśli jedne z najgorszych w moim życiu. Wszystko co mogło
pójść nie tak, dokładnie tak właśnie poszło. Wstając powoli z łóżka, odruchowo
sięgnąłem po komórkę, którą zostawiłem wczoraj na stoliku nocnym. 5 połączeń
nieodebranych. Wszystkie od Summer. Niedobrze. Miałem zamiar zaraz do niej
zadzwonić, dostrzegając jednak swoje odbicie w lustrze , porzuciłem ten pomysł, przeklinając przy tym pod nosem.
Nie mogłem pokazać się jej w takim stanie. Klatka piersiowa i ramiona pokryte
były wąskimi i głębokimi draśnięciami,
celowanymi na oślep w czasie walki, lecz o nie martwiłem się najmniej.
To, co mogło bardziej ją przerazić to
rany na twarzy; dwie na policzku, jedna w pobliżu warg, i ta najbardziej rozległa, znajdująca się na
skroni. Swoją drogą to nie był jedyny problem, jaki miałem teraz na głowie,
pomyślałem, przypominając sobie wczorajsze spotkanie z nieznajomym. Na razie jednak
nie zamierzałem się tym przejmować. Tego, czego było mi teraz trzeba to gorąca
kąpiel, a później także opatrzenie ran, które, jak zwykle w tego typu
przypadkach, goiły się wolniej i boleśniej.
Jednak kiedy przechodziłem przez
garderobę do przylegającej do niej łazienki, coś niespodziewanie przykuło moją
uwagę. Przystanąłem na chwilę, uważnie rozglądając się po przyciemnionym
pomieszczeniu. Na pierwszy rzut oka nic się nie zmieniło, wszystko leżało na
swoim miejscu, dokładnie tak, jak zostawiłem to wczorajszego wieczora. Schowek,
pomyślałem nagle, kierując wzrok na szuflady na bieliznę. Ostatnia z nich kryła
pod swoim dnem niewielką skrytkę. Skrytka z kolei taiła moje największe
sekrety; oprócz broni, kilku fałszywych paszportów, było coś jeszcze. Coś, o
czym pragnąłem za wszelką cenę nie myśleć, i coś, co pod żadnym pozorem nie
mogło ujrzeć światła dziennego. Otworzyłem szufladę, wysypując z niej szybko
całą zawartość, po czym uchyliłem jej dolne wieko, zamykane na klucz. Rzecz
jasna było otwarte. Broń pozostała nietknięta, tak jak i jej specyficzne
naboje, stalowe, z dużą domieszką srebra. Wszystkie paszporty też były na
miejscu.
—Kurwa — rzuciłem w powietrze,
zdając sobie sprawę z tego, czego brakuje.
Wypadłem z garderoby jak
oparzony, chwytając w pośpiechu telefon.
W pierwszej chwili pomyślałem, żeby zadzwonić do Hale’a. Zmieniłem jednak
szybko zdanie, przypominając sobie wczorajszą przelotną rozmowę z nieznajomym.
Sięgnąłem do kieszeni jeansów po wygniecioną wizytówkę, wystukując zapisany na
niej numer. Przykładając słuchawkę do ucha, spojrzałem jeszcze raz na biały
karnecik , dostrzegając na jego odwrocie imię i nazwisko. Wyglądało na to, że
Johnatan Harvey miał się właśnie stać moim sprzymierzeńcem.
Summer
Krople
późnojesiennego deszczu uderzały monotonnie o szybę, kreśląc na jej szklanej
powierzchni sieć podłużnych linii, przypominających kryształowe struny gitary.
Przesłaniały one świat na zewnątrz, którego kontury i kolory zlewały się ze
sobą, tworząc w ten sposób jedyny w swoim rodzaju, naturalny, impresjonistyczny
krajobraz. Siedziałam w wykuszu mojej sypialni, przyglądając się ze
zrezygnowaniem temu pejzażowi, trzymając kurczowo w dłoni komórkę, która, jak
na złość, milczała już od trzech dni. Trzy dni, 72 godziny, 4320 minut. Tyle
czasu minęło od mojego ostatniego spotkania z Masonem. W ciągu tych trzech dób
moje życie zdążyło wywrócić się do góry nogami, po raz kolejny udowadniając ,
że nasza ziemska egzystencja to nic innego jak loteria, nieustająca ruletka, która z dnia na dzień potrafi
uczynić niemożliwe możliwym, zamienić spokój w strach, sielankę w koszmar. Dokładnie
pamiętałam każdy szczegół tego dnia, odtwarzając go wiele razy z detektyw Anną
Gerald i jej partnerem , detektywem Markiem Wilsonem, policjantami
przydzielonymi do mojej ,,sprawy”. W czasie ich długich wywiadów, zdołałam
dokładnie odtworzyć moje życie sprzed i po napadzie, wliczając w to okres
poprzedzający ostatnią wiadomość, jaką otrzymałam drogą pocztową od
domniemanego sprawcy. Detektyw Gerald, szczupła blondynka średniego wzrostu,
była niezwykle wnikliwa, pytała dosłownie o wszystko, podczas, gdy jej partner
zapisywał ważniejsze informacje w swoim małym notatniku. Znaczna część pytań
dotyczyła rzecz jasna Masona; tego jak i gdzie go poznałam, czym się zajmował,
jak się przy mnie zachowywał, itp. Najtrudniejszym pytaniem okazało się to,
gdzie teraz przebywa.
,,Sama chciałabym to wiedzieć!”
– pomyślałam, kiedy pani detektyw poruszyła tą kwestię po raz pierwszy. Chłopak
nie dawał znaku życia od trzech dni, nie odpowiadał na smsy, a tym bardziej nie
odbierał moich telefonów. Skłamałam więc, że Mason wyjechał na kilka dni do
rodzinnego domu w Atlancie, skąd pochodził. Wezwała go nagła sytuacja rodzinna-
tak dokładnie nakreśliłam istniejący stan rzeczy przed policjantami. Ciężko
było mi rozgryźć, co tak naprawdę myślą o mojej znajomości z Masonem, i czy w
ogóle uwierzyli, temu co starałam się przed nimi odegrać, gdyż twarze obojga
pozostawały niezmiennie niewzruszone i opanowane, podobnie, jak ich wzrok i ton
głosu, jakim się do mnie zwracali. Ani przez chwilę nie wątpiłam w niewinność
mojego chłopaka, podskórnie czując, że wydarzyło mu się coś złego, na tyle
poważnego, że z jakichś przyczyn nie mógł się ze mną teraz skontaktować. Miałam nawet pomysł, żeby
pojechać do jego mieszkania w Manhattan Beach, ale moje plany spaliły się na
panewce, kiedy tylko dowiedziałam się, że ,,zapobiegawczo” przydzielono mi
nadzór policji, praktycznie od samego rana aż do późnej nocy. Nie mogłam ryzykować
kolejnymi niewygodnymi pytaniami. Wiadomość od nieznajomego, nagłe zniknięcie
Masona, policja…to wszystko działo się w zawrotnym tempie, w dodatku całkowicie
poza moją kontrolą. Mój umysł pracował od kilku dni na niebezpiecznie wysokich
obrotach. Przy małej dawce snu i ciągłym poczuciu czyhającego na każdym kroku
niebezpieczeństwa dawało to mieszankę wybuchową. Odnosiłam wrażenie, że całe to
zamieszanie to tylko zły sen, kolejny nocny koszmar, który niebawem dobiegnie
końca. Ile bym dała, żeby tak właśnie się stało…
Tymczasem nowy tydzień w szkole szczodrze
obdarował mnie powtórzeniowymi testami i pracami domowymi ciągnącymi się w
nieskończoność. Dodatkowo zbliżała się impreza Halloweenowa, przy której
organizacji obiecałam pomóc samorządowymi szkolnemu, a w szczególności Jules.
Popołudnia spędzałam więc w domu przyjaciółki, pracując nad dekoracjami do
balu, a wieczorami, po powrocie do domu,
zasiadałam do zadań i nauki. W ten oto sposób szybko udało mi się odstawić
sprawę przesyłki na dalszy plan. Gorzej miała się sytuacja z Masonem. Chłopak
odezwał się po kilku dniach milczenia, wysyłając lakoniczną wiadomość:
Zaufaj mi, Aniele.
Tak, jakby miało to cokolwiek
zmienić. Potrzebowałam go. Szczególnie teraz, kiedy wszystko tak bardzo się
pokomplikowało. Marzyłam, by móc schować się w jego ciepłych, silnych ramionach
i usłyszeć jego szept. Wtedy wszystko stawało się prostsze, łatwiejsze, lepsze…
—C’est fini! — krzyknęła Jules,
z zadowoleniem pochylając się nad ostatnim, wykończonym transparentem. Zrobiłyśmy
ich razem około dwudziestu, starannie kaligrafując czerwoną fluorescencyjną
farbą najbardziej znane cytaty z klasyki horrorów. To nie był jednak koniec.
Przed samą imprezą czekało nas kilkugodzinne dekorowanie sali gimnastycznej i
prowadzącego do niej korytarza.
— Przybij piątkę, siostro! — dodała
przyjaciółka, wystawiając dłoń w moją stronę.
—Kawał dobrej roboty—
podsumowałam, opadając na jej łóżko.
—Już nie mogę się doczekać….—
powiedziała Jules z ekscytacją w głosie, kładąc się tuż obok. —Teraz możemy
zabrać się za nasze kreacje! Zaraz, zaraz…ja już mam skompletowany prawie cały
zestaw, Mike też….a co z tobą ,Summie?
—Jul, ja właściwie nie wiem, czy
mam nastrój na…..— zaczęłam nieśmiało, obawiając się jej reakcji.
—Nie, nie , nie! Nawet o tym nie
myśl, Summer! Kategorycznie ci zabraniam! — uniosła się Jules — Nie możesz
pozwolić, żeby jakiś idiota zepsuł ci taką świetną zabawę, i wcale nie mam
tutaj na myśli faceta, który nęka cię przesyłkami. — dodała, spoglądając na
mnie znacząco.
— Niepotrzebnie powiedziałam ci
prawdę. Mason naprawdę musi mieć powód…
—Summie, Kochanie! Czy ty w
ogóle słyszysz, co mówisz? Obie dobrze wiemy, że postąpił jak ostatni kretyn,
zostawiając cię teraz samą. W dodatku bez żadnej wiadomości… — przerwała mi,
unosząc głos. Zdałam sobie sprawę, że od dawna musiała dusić to w sobie.
—Przykro mi, że to mówię, ale uważam, że Mason nie jest ciebie wart….nie po
tym, co zrobił.— dodała ciszej, spuszczając oczy. — Poza tym chyba przyznasz,
że jego zachowanie jest bardzo podejrzane. Summie…a co jeśli, jeśli on wcale
nie jest dobrym człowiekiem…? —skończyła, prawie szepcząc.
Nic nie odpowiedziałam. Nie
byłam w stanie. Przełknęłam tylko ogromną kulkę rosnącą mi w gardle, ledwo się powstrzymując
, by znowu się nie rozpłakać.
—Muszę już iść. — dodałam po
chwili, sięgając po plecak. Wychodząc
z pokoju przyjaciółki, nie
odważyłam się nawet na nią spojrzeć . Nie czekając na jej odpowiedź, zbiegłam
szybko po schodach, by po chwili znaleźć się snów sama ,w samochodzie. Łzy
pojawiły się same. A zaraz za nimi decyzja. Tej nocy wszystko miało się
zmienić.
Ryzyko. Ostatnimi czasy wpisywało się ono w moją codzienność. Każdego
dnia wychodząc z domu ryzykowałam spotkaniem na swojej drodze
napastnika-prześladowcy. Ryzykowałam także wtedy, kiedy po raz kolejny
składałam fałszywe zeznania policji, powtarzając niczym zdarta płyta sobie i
innym, że mój chłopak przebywa teraz bezpiecznie w Atlancie. Ryzykowałam,
wyznając Jules prawdę, że tak naprawdę
nie ma pojęcia co się dzieje teraz z moim chłopakiem. Ryzykowałam i teraz,
zbaczając z drogi do domu i jadąc do Manhattan Beach, chcąc udowodnić
wszystkim, a przede wszystkim mojej przyjaciółce, jak bardzo się myliła ,co do Masona. Nie
znała go tak dobrze, jak ja. Nie widziała jego ciepłego, troskliwego
spojrzenia, kiedy mówił, jak bardzo jest ze mną szczęśliwy. Nie potrzebowała go
tak bardzo, jak ja. Nie czuła do niego tego, co ja czułam, a czego jeszcze nie
mogłam do końca zdefiniować.
Kiedy dotarłam na miejsce, było
już dawno po zachodzie Słońca.
Loft Masona mieścił się w dawnym
zakładzie krawieckim, zajmując jego całe pierwsze piętro. Na parterze znajdował
się teraz luksusowy butik z damską modą, którego przejrzyste, nowoczesne
wnętrze było oświetlone delikatnym,
białym światłem sączącym się z pobliskich latarni. Ulica była o tej porze pusta. Tylko w
niektórych oknach niewysokich kamienic paliły się światła. Dom, w którym
mieściło się mieszkanie Masona stał na rogu ulicy, a jego front zwrócony był w
stronę oceanu. Zatrzymałam samochód zaledwie kilka metrów dalej, po czym
wyłączyłam silnik. Z tego miejsca widziałam większą część loftu. W oknach
jednak nie paliło się ani jedno światło, podjazd, na którym Mason zwykle
parkował swoje audi , stał teraz pusty. Westchnęłam głośno, nie kryjąc
rozczarowania. Z drugiej jednak strony, czego mogłam się spodziewać? Prawdopodobnie
chłopak wyjechał z miasta, tak, jak z resztą sama podejrzewałam. Dlaczego
jednak nie poczułam ulgi, lecz narastające napięcie? Istniał tylko jeden
sposób, by zyskać stuprocentową pewność. Przygryzłam wargę, rozglądając się
wokół. Na ulicy ani żywego ducha. Niewiele
myśląc, wysiadłam szybko z samochodu, chwytając do ręki telefon i kluczyki do
samochodu, po czym przemknęłam po drodze, by za chwilę móc znaleźć się przed
drzwiami wejściowymi , prowadzącym do loftu Masona. Drzwi oczywiście były
zamknięte. Domofon milczał. Nie szczególnie jednak się tym przejęłam. Będąc
jeszcze w podstawówce, ale także i później , w każde wakacje jeździłam na
różnego rodzaju obozy. Jak wiadomo, najlepsza zabawa zawsze zaczynała się
ostatniej nocy, kiedy obozowi weterani sprawiali psikusy żółtodziobom. Wiązało
się to zwykle z włamywaniem do ich domków, w taki sposób, by nikt z ich
mieszkańców po powrocie do pokoju nie mógł się zorientować, że padł ofiarą
niewinnego włamania. W tym celu dobrzy koledzy,
zaraz na moim drugim obozie, nauczyli mnie otwierać drzwi przy użyciu
wsuwki do włosów. Co prawda od ostatniego obozu minęło już kilka lat, ale, jak
okazało się po chwili, bynajmniej nie wyszłam z wprawy. Zamek ustąpił już za
drugim podejściem. Z drzwiami prowadzącymi bezpośrednio do loftu było jeszcze
łatwiej. Klucz do nich czekał na górnej części drewnianej framugi.
Wzięłam głęboki wdech, i
naciskając drżącą dłonią klamkę, przekroczyłam próg. W mieszkaniu panował mrok,
a w powietrzu unosił się słodki, korzenny zapach perfum Masona.
—Mason? — mój szept rozniósł się
po pustym lofcie.
Odpowiedziała mi tylko cisza.
,,Co ja tutaj robię? ‘’-
pomyślałam nagle, zamykając za sobą drzwi i stając na środku pustego salonu,
oświetlonego blaskiem Księżyca, nieśmiało przedzierającym się przez trzy duże
okna umieszczone po przeciwległej stronie pomieszczenia.
Włamałam się do cudzego
mieszkania. To, że należało ono do Masona, nie miało żadnego znaczenia. Poza
tym, co, jeśli chłopak zaraz wróci? Co mu powiem? Czy właśnie w ten sposób
zamierzałam udowodnić mu moje zaufanie, a raczej jego brak? Te i inne pytania
kłębiły się teraz w mojej głowie. Im dłużej przebywałam w mieszkaniu chłopaka,
tym bardziej czułam, jak narasta we mnie panika. Z drugiej jednak strony, Mason nie dawał mi wyboru. Jak mogłam mu
ufać, skoro znikał nagle, bez uprzedzenia, i to w dodatku w najtrudniejszym dla
mnie momencie? Jak miałam zaufać komuś, kto najwyraźniej nie darzył mnie tym
samym ?
Zacisnęłam usta, by znów się nie
rozpłakać, po czym rozejrzałam się po salonie, szukając jakiejkolwiek
wskazówki. Pokój wyglądał dokładnie tak,
jak go zapamiętałam; przestronny, nowoczesny, z dwoma dużymi kanapami i
stolikiem kawowym na środku. Panował tu idealny porządek; żadnych porozrzucanych
gazet, naczyń, ani śladu kurzu. Zajrzałam do przylegającej do niego kuchni,
która również świeciła pustkami. Sypialnia była moim następnym celem. Duża,
lecz przytulna z widokiem na ocean. Pościel leżąca na dużym łóżku z nagłówkiem
z pikowanej satyny była wygnieciona, poduszki porozrzucane po podłodze. Na
mosiężnej komodzie, stojącej przy ścianie stało kilka przezroczystych
flakoników z bezbarwną cieczą, w której zanurzone były gałązki ziół. Winietki poprzywiązywane
szarym sznurkiem do ich szyjek opatrzone były łacińskimi nazwami wypisanymi
ręcznie czarnym tuszem. Obok leżały gazy, bandaże i różnej wielkości plastry. Już
wyciągałam rękę w stronę buteleczek z tajemniczą zawartością, kiedy usłyszałam
ciche trzaśnięcie drzwiami. Zamarłam w bezruchu, czekając na to, co za chwilę
się wydarzy. W ciągu ułamku sekundy czyjś cień przemknął mi przed oczami, by
zaraz później przygwoździć mnie całym ciałem do ściany. Spojrzałam oszołomiona
na jego twarz i oczy w kolorze gorzkiej czekolady , czując jak serce omal nie
wyskakuje mi z piersi.
—Mason.
Witajcie! Po długiej przerwie, osobistych i uczelnianych zawirowaniach, jestem :) Brakowało mi Łowcy, dlatego od teraz dołożę wszelkich starań, by następne rozdziały pojawiły się niebawem, w regularnych odstępach czasu. Tymczasem, serdecznie zapraszam do czytania i komentowania. Jestem bardzo ciekawa, co sądzicie o Atlantis :) Do zobaczenia już wkrótce!
Nav.y Blue